Tata kontra mama - czyli jak nie dmuchać na dziecko

Kiedy  dziecko stawia swoje pierwsze kroki, każda matka jest przy nim by nic złego się nie wydarzyło.

Jestem straszną panikarą i wszystko widzę w czarnych barwach, jęczę i jojczę chyba najbardziej i najmocniej ze wszystkich matek na całym świecie. To o mnie plotkujecie na placach zabaw, to ze mnie po cichu się wyśmiewacie.




Staram się być w gotowości by złapać za rękę i ochronić przed upadkiem, chociaż nie zawsze to się udaje.


Podobno przy trzecim dziecku, już człowiek nie zwraca  uwagi na nic, dziecko się przewróci i skaleczy, a my całujemy rankę i wszystko wraca do normy, przecież nic złego się nie stało.
Jest w tym małe ziarenko prawdy, przynajmniej w moim przypadku.




Kiedy moja pierwsza córka sturlała się z łóżka, od razu dzwoniłam po pomoc i wyruszyłam z nią do szpitala na prześwietlenie by sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

Było.

Mój syn akrobata, aż do 11 miesiąca schodził z łóżka przodem, tłumaczyłam i uparcie pokazywałam jak ma  schodzić.
 Ha!
Nawet mu pokazywałam.
 Nic nam te lekcje nie dawały, musiałam go łapać i pomagać za każdym razem . Kiedy spadł z łóżka, przytuliłam mocno, dałam cycusia na osłodę i obejrzałam głowę, potem wszystkie kończyny, uważnie obserwowałam go cały dzień by w razie czego pojechać z nim na badania.



 Kiedy opiekuje się dzieckiem tata, zawsze umieram ze strachu, kiedy widzę przed swoim synem kamienie, gałązki i te wszystkie wielkie przeszkody pod jego stopami. Tata pozwala by nasza pociecha mogła dokładnie poznać świat. Po swojemu.





Tak dokładnie, w białych i czarnych barwach ale za to z najlepszą zabawą na świecie.
 Zazdroszczę im tego, ponieważ nie lubię swojego gadania.

Jak większość matek z placu zabaw, potrafię bez przerwy powtarzać:
- nie biegaj
- uważaj tam są kamienie
- nie rób tego
- nie wolno
- za szybko bo się przewrócisz
- nie noś tego to za ciężkie
- zostaw
- nie dotykaj

Koszmarnie. Prawda?




Bardzo zazdroszczę im tej relacji, budują piękne i mocne uczucie. Mój syn wie, że  On jest blisko by ratować go naprawdę w trudnej sytuacji. Pięknie pokonuje przeszkody, a gdy  przewróci się to zapamiętuje, że ta dróżka czy ścieżka jest trudna i następnym razem bardziej uważa. Chciałabym jak tata mojego dziecka, nie przejmować się aż tak bardzo  i nie panikować, tylko uczyć dziecko chodzić swoimi ścieżkami, przecież nie będę w stanie uchronić go przed wszystkim.




Znacie takie matki, które są podobne do mnie, co strasznie panikują i powtarzają swoją mantrę: nie rób, nie biegaj, nie dotykaj?

Co o nich myślicie?



2 komentarze:

  1. Tak, jestem podobną matką :) Córka w pażdzierniku kończy 8lat, a ja nadal potrafię za nią krzyczeć:'wolniej bo się wywrócisz" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam dzieci i pewnie zanim będę miała, będziemy mieć już domki letniskowe na księżycu. Mam tylko swoje doświadczenie bycia kiedyś dzieckiem. Cieszę się, że wspierano mnie w przenoszeniu torby kamieni i patykow do domu :D Chyba teraz panuje większą panika, kiedy opowiadam jej, co robię, będąc prawie 2 tysiące kilometrów od niej <3

    OdpowiedzUsuń